czwartek, 23 lutego 2012

Recenzja : Maybelline, One by One Satin Black


W związku z tym, iż ostatnio głośno jest o tym tuszu i ogólnie wzbudza on zainteresowanie- postanowiłam zrobić jak najprędzej jego recenzje dla Was.
 Zwłaszcza, że jeszcze będzie szansa dorwać go poniżej 30 zł w ramach promocji.

Jak wiecie tusz kupiłam w poniedziałek- nie miałam wobec tego wiele czasu na testowanie, ale 2 caluśkie dni pobył na moich rzęsach i co nie co mogę o nim powiedzieć.

Miałam wielkie oczekiwania co do tego tuszu, bo był on zachwalany na youtube przez wiarygodne bloggerki, a także przez bliską mi koleżankę.
Oczekiwania były tym większe , im co rusz trafiałam na bubel w tej kategorii kosmetyków.
W ostatnich latach używałam tuszy z Heleny Rubinstein i łatwo się przyzwyczaiłam do dobrego.
Później już nic nie dawało mi choćby porównywalnego efektu .
Chciałam jakiegoś tańszego odpowiednika, bo 130 zł na tusz - dzisiaj wydaje mi się to zbędne ( nie wiem co będę myśleć za jakiś czas ;) )
I tak natrafiłam na sławny Multi Action z Essence, który powodował u mnie nagminne wypadanie rzęs przy demakijażu- musieliśmy się pożegnać :/

I tak oto trafiłam na
One by One Satin Balck Maybelline


Pierwsze, co rzuca się w oczy to opakowanie z motywem gorsetu.
 Opakowanie jak opakowanie- podobne do innych z tej serii.
Wizualnie tak, ale to tylko pozory.
Dla mnie to było strasznie miłe zaskoczenie- opakowanie jest tak skonstruowane, a raczej jego ujście, że dozuje optymalną ilość tuszu na szczoteczkę.
Nic się nie brudzi, nic nie trzeba wycierać.
Szczoteczka jest aż zasysana.
Bardzo mi się to podoba, bo nie trzeba się paćkać i mazać  otworu w celu zdjęcia nadmiaru produktu.

Jak już otworzymy tusz to ukazuje się naszym oczom mega silikonowa szczota.
Jestem fanką takich szczotek, więc przede wszystkim dla niej kupiłam ten tusz.



Szczoteczka jest naprawdę duża jak na silikonowe.
Jest owalna i zwęża się ku końcom.
Jest złożona z drobnych wypustek, które mają za zadanie uchwycić każdą z rzęs.

Czego oczekiwałam?

Moje oczekiwania co do tuszu to rozdzielenie i wydłużenie, jeśli będzie podkręcenie to świetnie, chociaż na to mamy sposób- zalotkę.
Nie oczekuję pogrubienia, bo to zawsze mi się kojarzy po prostu ze zlepieniem rzęs.
Niestety przerzedzonych rzęs tusz nam nie wypełni.
Oprócz tego standardowe wymagania- żeby się nie kruszył i nie osypywał, wytrzymał jak najdłużej bez rozmazywania się.
Dodam, iż jestem fanką teatralnych rzęs, czyli firanek.
W tej kwestii im dłużej tym lepiej ;)

Co obiecuje producent?

Jest to - przewrotnie- tusz pogrubiająco - rozdzielający.
Nie zraziłam się pierwszym członem, bo silikonowa szczotka wydała się być obiecująca.
Natomiast  określenie "satin black" ma nam dawać gwarancję mocnej czerni , satynowej czerni.

Jak wrażenia po użyciu?

WOW!

To pierwsze wrażenie.
Zgadzam się z producentem w kwestii rozdzielenia- konstrukcja szczoteczki wręcz jest stworzona do tego idealnie - nie może być inaczej.
Jedno pociągnięcie i każda rzęsa jest przeczesana przez silikonowe wypustki.
Pogrubienie?
Tego nie umiem ocenić, bo właściwie nie wiem co to znaczy, zawsze to było dla mnie enigmatyczne.
Przecież objętości nie da się osiągnąć bez zlepienia, jednak optycznie - tak widać, że rzęsy nie są przerzedzone i nie jest ich 3 na krzyż.

Producent nie wspomina o wydłużeniu, a One by One jest moim faworytem w tej kwestii.
Rzęsy są do nieba już od pierwszej warstwy, pierwszego pociągnięcia.
Można sobie nim wypracować jeszcze lepszy, pożądany efekt- nakładając kolejne warstwy, przy czym nie oblepiamy ich.
Mimo sporych rozmiarów szczoteczki- łatwo się nią manewruje i jednocześnie
nie brudzi się powieki.
Jednak co silikonowa, to silikonowa :D
Świetna sprawa!
Nie trzeba używać grzebyczka, nigdy się z nią nie przesadzi.
Z każdą warstwą jest lepiej, chociaż po pierwszej mamy efekt WOW!


Postaram się to pokazać na zdjęciach, ale trudno to uchwycić.
Najlepszą rekomendacją jednak chyba są wrażenia użytkowniczki.




Chyba widać, które przed, które po :D




Moje oczekiwania zostały zaspokojone.
Mam rzęsy takie jakie chciałam mieć, a inne drogeryjne tusze mi tego nie mogły zapewnić.
Co do tej czerni- tak jest czarny, ale nie odróżniam jej aż tak bardzo od pozostałych czarnych tuszy.
W ciągu dnia spisuje się bez zarzutu- nie osypuje się, nie spływa.
Miałam go na sobie dzisiaj 8h i tak jak wyszłam z domu , tak pozostał na miejscu bez zmian.
Na obecna chwilę jestem bardzo z niego zadowolona, a wiem, że tusz z czasem jest jeszcze lepszy więc... tylko się cieszyć.

Za tę cenę warto spróbować, bo naprawdę jest porównywalna z tymi w najwyższych półek
Ja nie czuję już potrzeby kupowania HR

Polecam 
Zwłaszcza Dziewczynom, które lubią efekt wyrazistych rzęs i są fankami silikonowych szczoteczek
Wówczas będzie to dla Was must have

Podsumowując:

Świetnie rozdziela
Wydłuża ponad moje i tak duże wymagania, aż doooo niega
Trwały
Nie osypuje się
Wygodna szczoteczka
Racjonalna cena, jak na taki efekt

Moja ocena to


5,5/ 6 

(zostawiam sobie margines bezpieczeństwa jakby było coś jeszcze lepszego)
hmm czy to możliwe? ;)

Miałyście okazje już testować One by One?
Jak Wasze wrażenia?

Miłego dnia Jofka











19 komentarzy:

  1. ja jestem baaaaaardzo zadowolona z niej :D a ogólnie, to swietny blog! :D wpadnij do mnie :* obserwuj, jesli Ci sie blog podoba (: masz twittera? followujemy sie? :D twitter.com/viktoriapoland

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie jestem tylko ja jedna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za recenzję :) Czuję się skuszona na tę mascarę :) Efekt na zdjęciu bardzo zachęcający :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudno mi komórką uchwycić efekt,zdjęcia nie oddają wszystkiego.
    Koniecznie napisz jak już przetestujesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, ale kupię ją dopiero za jakiś czas, bo oprócz tej, którą zaczęłam wczoraj używać mam jeszcze 1 w zapasie ;)

      Usuń
    2. Koniecznie opisz wrażenia. Ciekawe co ja będę sądzić po dłuższym użytkowaniu- jestem strasznie wybredna ;)

      Usuń
  5. Też jestem zachwycona efektami :) Świetny tusz, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Używałam przez jakiś czas tuszy z silikonowymi szczoteczkami, ale wróciłam do tradycyjnych i to chyba jest to :)

    OdpowiedzUsuń
  7. http://youbeautiful-kosmetycznefantazje.blogspot.com/ Zapraszam :) Świetny blog! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. siempre-la-belleza To dobrze, że opinia o produkcie jest dość powszechna.


    anne-mademoiselle Jak widać, co komu służy. Ja tradycyjnych nie lubię za bardzo- brudzę się nimi. Jedyna, którą lubiłam , to właśnie ta od Heleny. Ale ta cena...

    OdpowiedzUsuń
  9. świetna szczota, ciekawe, czy pasuje do innych opakowań, bo ta z MF false lashes nie wchodzi do tuszu eveline i mam problem :P

    Oprócz tego, żebyś poczuła się członkiem pełnoprawnym blogowej społeczności - otaguj sie :D http://kotogrodnika.blogspot.com/2012/02/tag-5-kosmetycznych-rzeczy-ktorych.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny efekt na rzęsach:) Ja z Maybelline uwielbiam The Falsies:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam Falsies i był ok, ale więcej musiałam z nim popracować.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam One by One i też jestem zadowolona. W moim "punktowniku" na dostałaby 5/6 punktów. Jedyny lepszy od niej tusz z przeze mnie wypróbowanych to Max Factor False Lash Effect i temu bym dała 5,5/6 zostawiając sobie tą połóweczkę tak jak Ty, w razie gdybym znalazła coś jeszcze lepszego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Maxfactora lubiłam, ale najlepiej lubię Helenę Rubinstein chyba no i One by One :)

      Usuń
  13. patrzę na Twoje rzęsy i chcę go!! muszę go upolować!

    pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli już tu się podoba to kupuj, bo nie przykładałam się do malowania. Tylko pociągnęłam,bo to była gdzieś 6 rano!
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  14. Super :) na pewno ją kupię bo mam zwykłą wersję obecnie :) obserwuję i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. "Bardzo mi się to podoba, bo nie trzeba się paćkać i mazać otworu w celu zdjęcia nadmiaru produktu."- A to przepraszam bardzo od kiedy się ociera szczoteczkę z nadmiaru tuszu o otwór maskary? Jak tak robisz, tusz zasycha a ty wkładając szczoteczkę z powrotem wpychasz zaschnięte grudki do środka a tym samym skracasz żywotność tuszu.
    Nie lepiej użyć chusteczki?
    Chyba będę o tym musiała osobnego posta napisać... :)

    OdpowiedzUsuń